Istnienie Boga a wiara
Pomimo najszczerszysz chęci – niezależnie czy to osób wierzących, wątpiących lub niewierzących – możemy nigdy nie być w stanie przekonać o prawdziwym kształcie Ostatecznej Rzeczywistości.
Pisząc to zdanie jestem świadom, że umiejscawiam się w gronie sceptyków, a dokładniej agnostyków teoriopoznawczych (epistemologicznych).
Można mnie też określić mianem irracjonalisty filozoficznego – a to dlatego, że chociaż nie sądzę, aby człowiek był zdolny osiągnąć jednoznacznie bezbłedny wgląd w Ostateczną Rzeczywistość, to jednak wierzę, że takowa istnieje, a jeśli jakkolwiek można się z nią zetknąć, to ma charakter pozajęzykowy i pozarozumowy.
Wierzę, że istnieje Ostateczna Rzeczywistość, którą ludzie wierzący nazwyją Bogiem. Wierzę, że można jej doświadczyć. Wierzę, że doświadczenie tej Rzeczywistości wykracza poza doświadczenie rozumowe i nie daje się wyrazić w niesprzecznej, jednoznacznej formule językowej.
Z tak przedstawionych poglądów wynika (przy założeniu, że są wystarczająco uzasadnione, aby mogły zostać uznane za sensowne), że nasza wiara w istnienie Boga może się całkowicie, lub częściowo, rozmijać z Jego istnieniem i istotą – tzn. że jest i jaki jest.
Przecież wiele jest rzeczy na tym świecie, w które ludzie wierzą, a (prawdopodobnie) nie istnieją – i odwrotnie.
Tyle na temat mojej wiary. Teraz słów kilka o ateistach.
Dlaczego istnieją ateiści?
Większość osób religijnych, niezainteresowanych dyskursem filozoficznym na temat istnienia Boga, powie, że ateiści istnieją, ponieważ tak jest łatwiej żyć, albo chcą żyć po swojemu, a nie tak jak Bozia przykazała (czyt. Kościół).
Co do tego, że łatwiej jest żyć bez zasad kościelnych – zapewne tak; ale czy łatwiej żyje się bez nadziei i wiary w Ostateczny Sens? Nie sądzę. W końcu sami ateiści (ci nieoczytani) w ten sam sposób wyjaśniają wierzących religijnie, tj. że łatwiej im się żyje mając nadzieję na życie wieczne, spotkanie swoich bliskich zmarłych i w ogóle lepiej, jak ktoś za ciebie myśli co jest dobre, a co złe, niż żeby się nad każdym dylematem pochylać osobiście.
Inną drogą wyjaśnienia ateistów przez religiantów jest to, że ateiści nigdy nie szukali Boga, albo nie robili tego szczerze i/lub nie byli odpowiednio zaangażowani i/lub nie wytrwali.
Co do zarzutu o brak szczerości, to przyznam, że unikam ludzi, którzy tak łatwo szafują słowami i nazywają ludzkie postawy, nigdy nie rozmawiając z danym człowiekiem. Odrzucam tę drogę interpretacji.
Po drugie, co powiedzieć o tych ludziach, którzy byli wierzący, zmagali się z wątpliwościami i chcieli, aby zostały one rozwiązane – a jednak tak się nie stało? Co z tymi, którzy mówią, że woleliby, aby Bóg istniał, lecz nie potrafią w to uwierzą, gdyż musieliby postąpić wbrew swojemu sumieniu?
Nieprawdziwy jest też zarzut, że tylko ludzie nieoczytani lub nieinteligenti są ateistami. Spójrzmy choćby na Bertrandra Russella (1872-1970), laureata Nagrody Nobla z dziedziny literatury, wybitnego filozofa, logika i matematyka, który nie znalazł żadnego przekonującego argumentu za tym, że Bóg faktycznie istnieje.
Co mogą argumenty?
Argumenty to nie dowody.
Dowód dowodzi, argument przekonuje, a przynajmniej stara się przekonać. Jeśli ktoś twierdzi, że posiada “dowód”, a ukazując go osobom zainteresowanym i kompetenentym, nie jest w stanie ich przekonać do twierdzenia, którego dowodzić ma ów “dowód” – wtedy lepiej byłoby mówić po prostu o argumencie.
Możliwe, że najpierw musielibyśmy zdefiniować, co to znaczy, że ktoś jest zainteresowany i kompetentny – bo gdy dowód nie działa, to zazwyczaj winę widzimy w naszych rozmówcach, a nie w owym “dowodzie”.
Myśląc o dyskusji nad (nie)istnieniem Boga wydaje się, że zainteresowanym jest każdy, kto żywo rozważa(ł) tę kwestię w swoim życiu. Ten warunek pozwala prowadzić prawdziwą dyskusję, a nie jedynie potyczkę słowną, którą można wygrać znając lepsze chwyty erystyczne. Człowiek żywo zaangażowany w poszukiwanie odpowiedzi dot. Ostatecznej Rzeczywistości będzie wkładał autentyczne zaangażowanie w rozmowę, jednocześnie będąc otwartym na argumenty strony przeciwnej.
Do osób kompetenentych – w tym przypadku – zaliczyłbym osoby o przynajmniej średnim poziomie inteligencji, które są otwarte na dyskurs racjonalny oraz osoby oczytane, które przeczytały przynajmniej kilka książek (zarówno pro i contra) i wysłuchały przynajmniej kilka dobrych wykładów.
Rzeczywistość pokazuje, iż wśród osobó zainteresowanych i kompetentnych nie istnieje konsensus co do tego, czy “dowody” dowodzą (nie)istnienia Boga – zatem należy przemianować je na “argumenty”.
Co mogą argumenty? Przede wszystkim dają do myślenia, ukazują w uporządkowany sposób obrany punkt widzenia i są otwarte na krytykę.
W dyskusji nt. (nie)istnienia Boga argumenty mogą otworzyć lub zamknąć pewne ścieżki umysłu na ustalenie własnego przekonania w tym zagadnieniu. To jest ich główny cel – ukazać możliwość racjonalnego uznania twierdzenia “Bóg istnieje” (lub, w przypadku oponentów: “Bóg nie istnieje”) za prawdziwe lub przynajmniej prawdopodobne.
Ostatecznie kwestia ta pozostaje w zasięgu woli, a nie rozumu – tzn. że człowiek wybiera wierzyć lub nie wierzyć; argumenty zaś pozwalają na ukierunkowanie/uzasadnienie tego wyboru.
Dobre argumenty pozwalają ruszyć z miejsca, wyjść ze stanu zmieszania, niepewności i dezintegracji poznawczej. Dlatego od następnego wpisu będę chciał przedstawić kilka – moim zdaniem – dobrych argumentów, które uzasadniają mój wybór, tzn. wybór wiary w Boga.