Najdziwiniejszy argument za istnieniem Boga (3/3)

Najdziwniejszy argument

Argument ontologiczny, który za ojca ma Anzelma z Canterbury (1033-1109) nie jest w zasadzie najdziwniejszym argumentem – niemniej jednak sposób rozumowania, który stanowi podstawę tego argument jest dla współczesnego, statystycznego człowieka zupełnie obcy; w tym właśnie leży jego dziwność.

W pierwszym tekście starałem się przybliżyć na czym polega ta droga argumentacji za istnieniem Boga. W drugim tekście przedstawiłem zarys podstawowej krytyki argumentu ontologicznego i propozycję odpowiedzi na tę krytykę. 

Teraz należy jednak dokonać reasumpcji i zastanowić się czego tak naprawdę dowodzi (o ile faktycznie dowodzi) argument ontologiczny. W moim rozumieniu wcale nie musi to być istnienie Boga…

O czym jest ten argument?

Żyjemy w dobie scjentyzmu, tj. poglądu o prymacie poznania naukowego nad pozostałymi rodzajami ludzkiego poznania. Swoje źródła ma w modernistycznym optymizmie rozwoju ludzkości, oświeconiowej wyższości nauk ścisłych nad humanistycznymi oraz nowożytnym empiryzmie

Nic więc dziwnego, że teoretyczne dyrdymały nad pojęciami i słowami nie są traktowane na poważnie, a tym bardziej w sporze sprawy najwyższe. 

Czy z kontemplacji definicji słowa, którą sami ustaliliśmy, można wyprowadzić wnioski o tym, co istnieje rzeczywiście? 

Jeśli dobrze rozumiem argument ontologiczny, to jest on bardziej o pewnej konsekwencji myślenia niż o badaniu rzeczywistości. Musimy albo dowieść, albo chociaż z odrobiną dobrej woli założyć, że język oddaje przynajmniej wystarczająco to, co istnieje pozajęzykowo. 

Dla większości moich rozmówców ten kierunek rozważań jest nieoczywisty i nieintuicyjny, a tym bardziej nie jest przekonujący. 

Czy z możliwości istnienia tego, co najdoskonalsze musi wynikać istnienie tego? Może. Jeśli jednak zgodzimy się z tym twierdzeniem, czy to znaczy, że argument ontologiczny sprawnie dowodzi istnienia Boga?

Bóg jaki jest nie każdy widzi

Niekoniecznie.

Mówiąc o Bycie – czy też: Najdoskonalszym Bycie – chcielibyśmy, aby zidentyfikować Go jak najszybciej jako Boga. Jednak o Najdoskonalszym Bycie nie wiemy zbyt wiele. Należy nawet założyć, że Jego doskonałość mogłaby tak przewyższać naszą niedoskonałość (np. intelektualno-poznawczą), iż nic nie bylibyśmy sensownego o Nim powiedzieć.

Tymczasem o Bogu religii mówi się i pisze nawet sporo… 

Tak więc tu widzę największy problem argumentu ontologicznego (a zarazem jego siłę). Niedookreślony kształt pojęcia “Byt Najdoskonalszy” jest zarówno ułatwieniem, jak i utrudnieniem dla wierzącego – z jednej strony, im mniej doprecyzowane pojęcie “Bóg” tym łatwiej będzie nam bronić pogladu o jego rzeczywistym istnieniu. Im bardziej uogólnimy pojęcie “Boga” tym trudniej będzie nam odnaleźć w nim obraz Boga religii (czy też: biblijnego Boga), a to z kolei może utrudnić nam nawiązanie z nim osobowej relacji

Do czego doszliśmy?

Dzięki rozważaniom nad pojęciem “Boga”, w jakie wprowadzili mnie Anzelm z Aosty i Kartezjusz, zrozumiałem, że z logicznego punktu widzenia nie możemy wykluczyć istnienia Boga. 

Chyba, że ktoś chciałby twierdzić, że nawet najogólniejsza forma pojęcia “Bóg” jest sprzeczna sama w sobie… dotychczas jednak nie spotkałem się na tyle z mocnym argumentem, który miałby mnie przekonać do tezy o niespójności pojęcia “Bóg”. 

Ponadto zacząłem lepiej rozumieć wagę i wyjątkowość takiego słowa jak “najdoskonalszy”. Jeśli tylko takie pojęcie jest możliwe logicznie i jeśli nie jest niemożliwe, aby Byt Najdoskonalszy istniał, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że istnieje. A to już daje mi nadzieję, że istnieje Byt, który możnaby określić mianem “Boga”.  

A mając nadzieję, dokładam od siebie trochę dobrej woli i otrzymuję podstawy wiary. Tak to się przedstawia u mnie…

Najdziwiniejszy argument za istnieniem Boga (3/3)
Przewiń na górę